piątek, 27 września 2013

Rewolucja rewolucją a żyć trzeba

No tak- blog już prawie umarł śmiercią naturalną- bo się autorce pisać nie chce ;) Choć pewnie grom z Was pomyślał sobie, że mnie gdzieś jakaś zabłąkana kula trafiła...w końcu w tym Egipcie TAKIE rewolucje uskuteczniają- taaaaaa, właśnie o tym kilka słów. Ale naprawdę kilka bo temat mnie drażni. Nieprzeciętnie.

W związku z ostatnimi wariacjami mediów, biur podróży i innych śmiesznych instytucji, informuje że po raz kolejny była to (wciąż jest? Nie wiem. TV nie oglądam ) GRUBA przesada. Owszem, było mordobicie w Kairze, owszem lali się jeden z drugim, broń palna poszła w ruch- nie pierwszy raz. Trzeba było odwołać wycieczki do tego miasta- zgadza się. Ale te żałosne opowieści podejrzanej treści o strasznej sytuacji w Hurghadzie? No to już było przegięcie. Modyfikowanie wywiadów z mieszkającymi tu na stałe Polakami- standardowa procedura TV gdy oglądalność zaczyna spadać...ehhhh co ja będę gadać (czy pisać, jeden czort), niektórzy i tak wiedzą lepiej, bo przecież telewizja nie kłamie, prawda? No.

To może obraz na dzień dzisiejszy? Pusto, cicho, smutno. Turystów brak. No może nie taki całkowity brak ale da się wyczuć zdecydowaną różnice. Część hoteli pozamykana, a te które wciąż są otwarte pracują na pół gwizdka. Po raz kolejny masa ludzi straciła pracę, siedzi na bezpłatnych urlopach, lub pracuje 15 dni w miesiącu za ostro przyciętą stawkę. Dla Waszej wiadomości- rzecz dotyczy nie tylko Egipcjan- z nami jest tak samo. Nie ma turystów, nie ma pracy. Rezydenci siedzą w domach wydając resztki oszczędności bo biura podróży nie pracują. Wszyscy dostajemy po tyłku.


Czy się coś ruszy? Mam nadzieję, ja wprawdzie i tak do pracy się nie śpieszę (ale o tym w kolejnym poście) ale masa ludzi owszem. I życzę im, aby sytuacja wróciła do jako takiego stanu „normalnego”. I żeby jakoś się odbili po całej tej „rewolucji”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz