26.05
Godzina 9.01- Intercity do Warszawy, znajduje przedział, usadawiam się, proszę miłego pana o wrzucenie 20kg walizki na górę (och, nieźle się napocił) i rozpoczynam 7-godzinną podróż. W przedziale, prócz wspomnianego mężczyzny, towarzyszy mi przemiła kobitka, która (cóż za szczęście) wysiada na mojej stacji. Podróż mija bez przeszkód, przetykana drzemkami, oglądaniem filmu na lapku i czytaniem. Problem pojawił się, gdy dojeżdżaliśmy do Warszawy Zachodniej- mężczyzna zniknął wcześniej, a ja zostałam z walizką ulokowaną ponad moją głową. No nic, trzeba sobie jakoś poradzić- ledwo, ledwo, jednak udało się ściągnąć olbrzymie paskudztwo na ziemie. Ponieważ nie paliłam całą drogę (a trzeba tu wspomnieć, że okropny nałogowiec ze mnie), postanowiłam nie czekać na Monikę, tylko jak najszybciej wydostać się na świeże powietrze. Szłam, szłam, szłam…końca nie widać. W międzyczasie musiałam pokonać kilka przeszkód (czytaj: schody), jednak wreszcie dojrzałam światło dzienne- pozostała ostatnia przeprawa schodami (nałóg dodał mi sił) i wreszcie mogłam odetchnąć świeżym powietrzem (czytaj: wciągnąć trochę nikotynki).
Z Monisią ;)
Zadzwoniłam do Moniki informując w bardzo chaotyczny sposób gdzie się znajduje. Na szczęście dziewczyna jest bardziej ogarnięta ode mnie i znalazła mnie bez trudu. Pojechałyśmy do jej firmy zostawić bagaże, po czym nadszedł czas na wyprawę na kawę. W międzyczasie umówiłyśmy się z Kasią. Spędziłyśmy kilka godzin spacerując po Warszawce, plotkując i świetnie się bawiąc. Do domu Kasi dotarłyśmy ok. 24, szybki prysznic, pakowanie Kasi i do łózia.
27.05
Godzina 5.00- pobudka. Na lotnisku miałyśmy się stawić o 8.00, jednak wiedząc o przyjeździe szanownego Obamy i związanej z tym blokadzie niektórych ulic, musiałyśmy wyjść z domu adekwatnie wcześniej. Na lotnisko dotarłyśmy bez przeszkód- od razu udałyśmy się do Coffe Haven na średnią americane. Jakoś tak nie chciało nam się wstawać, i koniec końców po vouchery zgłosiłyśmy się jako ostatnie. Odprawa przebiegła bez przeszkód, limit bagażu jakimś cudem został zachowany, pozostało już tylko usadowić się w samolocie. Jakoś mamy z Kasią pecha do osobnych miejscówek, więc standardowo oddzielało nas od siebie przejście.
Po mojej prawej stronie usadowiło się małżeństwo z 4-letnią dziewczynką, wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że całą drogę wykrzykiwała wymagania a rodzice pomimo ciągłego spełniania jej zachcianek, nie byli w stanie nad nią zapanować. No cóż, to tylko 4 godziny, jakoś wytrzymam. W połowie lotu zaczęły się turbulencje, jest to całkiem normalna rzecz podczas lotów do Egiptu, jednak tym razem trwało to nieco dłużej. Około godziny samolotem trzęsło niemiłosiernie, część pasażerów o słabszych nerwach kurczowo trzymała się oparć foteli, zaś my z Kasią…uciełyśmy sobie małą drzemkę. W końcu dotarliśmy, nie jestem w stanie opisać tego uczucia, gdy po wyjściu z samolotu „zaciągam” się egipskim powietrzem…uwielbiam. Temperatura 35 st.C, piękne, czyste niebo, po prostu bajka. Formalności związane z wizą poszły gładko, dopiero przed samym wyjściem z lotniska zostałyśmy zatrzymane przez nadgorliwego celnika, który uznał, że wielkość mojej walizki jest zgoła podejrzana. Zaczęło się sprawdzanie paszportu, wypytywanie po co, jak i dlaczego, jednak po chwili zostałyśmy przepuszczone.
Usadowienie się w autobusie oznaczało, że już za moment znajdziemy się w hotelu. No może przesadziłam- moment to, to nie był, gdyż Empire jest zawsze ostatni na liście jeśli chodzi o transport wycieczkowiczów. Mimo to wszystko poszło bardzo sprawnie. Podczas formalności w recepcji zostałyśmy powitane pysznym soczkiem, uśmiechami i słowami „Welcom back” J Otrzymałyśmy przyjemny pokoik z widokiem na główny basen, sporym balkonikiem, i wszystkim czego nam z Kasią potrzeba. Nie będę się tu rozpisywać na temat warunków, gdyż już we wcześniejszym wpisie opisałam ten hotel. Zostawiłyśmy walizki i skierowałyśmy się do restauracji Dolce Vita na małą przekąskę. Tu również zostałyśmy ciepło przywitane i zabawione rozmową. Wieczorkiem rozpoczął się czas spotkań ze znajomymi- jak zwykle o tej porze rozdzieliłyśmy się z Kasią rozpoczynając indywidualne witanie się z Egiptowem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz